Ernest Wińczyk spędza na hiszpańskiej wyspie La Palma co dziesiątą część roku. Tym razem zabrał kilka amuletów z Melancholii, i wysłał nam stamtąd cykl fotograficznych pocztówek. Pobyt tutaj stanowi świadomie zaprojektowany kontrapunkt dla zadanego trybu funkcjonowania, sieci społecznych i zawodowych powinności, przyspieszonego tętna życia codziennego. Czas na wyspie to czas wolny od briefów, moodboardów i deadlinów, ale też od intensywnych spotkań z ludźmi. To czas kontemplatywnego odosobnienia, w którym możliwe staje się odnalezienie na powrót niezmąconego, pierwotnego spojrzenia, lustrującego najbliższe otoczenie ze spontaniczną czułością. Rozległy krajobraz, lokalne artefakty, rzadkie mikro zdarzenia – zdawałoby się, że wszystko jest inne, niemal nierzeczywiste. W tych warunkach klaruje się nowy język, nowe obrazy – emocjonalne i oniryczne, zaświadczające o przesterowaniu zmysłów, które także funkcjonują na innych zasadach. Jednak linia łączności z miejscem, z którego się przybyło, nie zostaje przerwana – wysyłane pocztówki, drobne przedmioty zabrane w podróż sprawiają, że tamten świat istnieje namacalnie, jest w zasięgu ręki. W stan odosobnienia wpisana jest bowiem osobliwa dialektyka: bycie samemu ze sobą to stan wyjątkowy, skorelowany z byciem razem. Głód bliskości pozostaje rewersem dobrowolnej samotności. Jak wyznaje sam autor: Każdy z nas ma bardzo silną potrzebę bycia razem ale równocześnie bardzo silną potrzebę bycia osobno, bycia wolnym, bycia niezależnym. To są takie dwie istniejące w nas potrzeby i one odpychają się jak magnes.